Daria Ładocha: Tajów pokochałam od pierwszego wejrzenia

Dlaczego warto porzucić świat biznesu na rzecz kuchni, jak zacząć żyć zdrowo oraz co z kuchni tajskiej warto zaszczepić w polskim podejściu do jedzenia ? Tego i wielu innych ciekawostek, dowiecie się z wywiadu z Darią Ładochą - autorką książki "W mojej tajskiej kuchni".

Smaker: Jak zaczęła się Pani przygoda z gotowaniem? Studiowała Pani dziennikarstwo - jak to się stało, że wybrała Pani jednak inną drogę życiową?

Daria Ładocha: Moja droga zawodowa przebiegała dość różnorodnie i intensywnie. Studia dziennikarskie rozpoczęłam wraz z wydawaniem ślubnego magazynu na terenie Warszawy, który w krótkim czasie zaczął być swojego rodzaju marką w branży ślubnej. Kontakt z klientami różnych brandów doprowadził do powstania agencji reklamowej, która do dzisiaj prosperuje. Kolejne projekty, jak współpraca z Dawidem Wolińskim, Lilou, Complete Image Consulting, grupą Advarsztat, marką Aren Art pozwoliły mi rozwinąć umiejętności w zakresie marketingu i działalności PR, by całkowicie skupić się na naznaczaniu marek w zakresie własnej agencji. Przez długi czas pracowałam z dużymi firmami na polskim rynku oraz ich produktami.

W międzyczasie zostałam mamą pierwszej córki, która borykała się z problemami alergii pokarmowych i atopowym zapaleniem skóry. Żywienie Laury było nie lada wyzwaniem. Od zawsze uwielbiałam gotować i we własnym zakresie szkoliłam się z dietetyki według medycyny chińskiej - chodziłam na szkolenia, wykłady, kursy. Widząc ile pracy oraz serca wkładam w to, by wyżywić ukochaną córkę postanowiłam założyć bloga o nazwie Mamałyga, który miał być biblioteką przepisów, które chciałam gromadzić właśnie dla niej - na pamiątkę. W międzyczasie odbyłam podróże do Tajlandii, które zmieniły moje podejście do żywienia i gotowania.

Azjaci urzekli mnie niezwykłą świadomością tego, czym się żywią. Na każde pytanie o dany produkt mieli dla mnie gotową odpowiedź: dlaczego jedzą dany posiłek, kiedy, jakie właściwości ma dany produkt. Zmęczona pracą w reklamie postanowiłam skupić się na sobie i założyłam z koleżanką markę, która zajmowała się wypiekaniem tart do warszawskich kawiarni i na prywatne przyjęcia. Wiedząc jak naznaczać marki, naznaczyłam i swoją stąd szybko nasza mała manufaktura rozrosła się do ekologicznego cateringu. To wówczas, po kolejnej wyprawie do Tajlandii, zaczęłam uczyć ludzi z zakresu kuchni tajskiej.

I wtedy stał się kolejny cud. W moim brzuchu po raz kolejny zakiełkowało życie. Słysząc bicie małego serca podjęłam decyzję, że nie wrócę już do dotychczasowego, bankietowego i reklamowego życia tylko zrobię dwa kroki do tyłu, zrezygnuję całkowicie z pracy w agencji i na dobre zajmę się gotowaniem. W niedługim czasie od porodu wyłapał mnie Instytut Sztuki Kulinarnej, z którymi do dzisiaj w wielkiej przyjaźni współpracuję jako trener kulinarny kuchni tajskiej, wegańskiej, zdrowej kuchni, odchudzającej czy sezonowej. Mamałyga czyli mój dość niszowy blog okazał się być dobrym miejscem spotkań z ludźmi, którzy mieli podobne problemy do moich: nie mogli żywić się glutenem i nabiałem. Bez promocji, bez użycia żadnych narzędzi marketingowych zaprowadziła mnie tam, gdzie jestem dzisiaj. Nikt nigdy nie zadał mi takiego pytania. Dlaczego z właścicielki dobrze prosperującej agencji reklamowej stałam się kuchtą? Myślę, że podążając za sercem wreszcie trafiamy na właściwą drogę i ta drastyczna zmiana jest jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu, której nie żałuję.

Skąd zainteresowanie kuchnią tajską?

D.Ł.: Kuchnia tajska pojawiła się w moim życiu wraz z pierwszym daniem, które zjadłam na ulicach Bangkoku. Zielone curry z bakłażanem tajskim uderzyło mnie taką eksplozją smaków i zapachów, że nie mogłam ze swoim zamiłowaniem do gotowania przejść obok tego obojętnie. Interesowałam się już wtedy dietetyką według medycyny chińskiej i urzekła mnie wiedza Azjatów na temat świadomego żywienia. Pierwszy tajski smak otworzył mi oczy, ile jest jeszcze nieodkrytych przeze mnie kompozycji, które można przygotować w swojej własnej kuchni. Tajów jako naród pokochałam od pierwszego wejrzenia. I wówczas złożyłam sobie obietnicę, że dowiem się jak najwięcej na temat tajskiej kuchni i skutecznie oraz konsekwentnie realizuję te obietnicę po dzień dzisiejszy.

Jak przebiegały prace nad książką? Co było najprzyjemniejsze, a co najtrudniejsze?
D.Ł.: Prace nad książką przebiegały nierówno. Założyłam sobie bardzo krótki termin na jej napisanie znając swoje możliwości skupienia i koncentracji. Jestem "dopaminowcem", który szybko chce osiągnąć cel po to, by wyznaczyć sobie kolejny. Z pewnością przywołała wiele wspomnień, uśmiechu i wzruszenia. Ale były tez momenty trudne jak ostatnie korekty redakcyjne, wybór zdjęć. Bardzo zależało mi na tym, by nawet najbardziej "zielony" czytelnik mógł z nią wejść do kuchni i po prostu zacząć gotować. To wymagało ode mnie wielu najbardziej upierdliwych poprawek i jestem przekonana, że pod koniec prac wydawnictwo miało mnie dosyć. Bardzo dużą uwagę przywiązuję do zdjęć potraw w związku z czym dwie sesje dań musiałam powtórzyć mimo, że inni pierwszą wersją zdjęć byli zachwyceni. Niektórzy taką postawę zaliczają do wad, inni do zalet. Ja od początku wiedziałam czego chcę i nie godziłam się na ustępstwa nawet w stosunku do siebie samej.

Co z kuchni tajskiej najchętniej przeniosłaby Pani do tradycyjnej kuchni polskiej?

D.Ł.: W zakresie samej kuchni: NIC! Kuchnia tajska jest dedykowana tajskim szerokościom geograficznym, a kuchnia polska naszym. Traktuję ją jako kuchnię etniczną, coś okazjonalnego. Ale przeniosłabym sposób myślenia o jedzeniu i nabytą świadomość na temat składników, która jest tam przekazywana z pokolenia na pokolenie. Ich tradycje kulinarne nie umierają, są kultywowane i szanowane przez społeczeństwo. Taj nie zje jaglanki z jabłkami i cynamonem na śniadanie, jeśli nie będzie widział w tym sensu. U nas natomiast mandarynki i pomarańcze wchodzą w poczet kolacji wigilijnej jako 13 danie na stole. Ostatnio napotkane dzieci na warsztatach kulinarnych wypowiadały się, że pomarańcze rosną u nas w zimie, gdyż o tej porze roku jest na nie wówczas sezon. Łapię się za głowę. Nasza kuchnia staropolska jest wspaniale skorelowana z porami roku i równoważy warunki klimatyczne w danym czasie. Tylko od przedszkola po same studia nikt nie uczy nas podstawowych zasad żywienia, które warunkują nasze zdrowie a czasem nawet jakość życia. I sposób myślenia o żywieniu, świadomość w kuchni i wiedza na temat poszczególnych dań czy składników to są tematy, które przeniosłabym z kuchni tajskiej do polskiej.

Jakie przepisy należą do Pani ulubionych - do których powraca Pani najczęściej?

D.Ł.: To trudne pytanie. Ostatnio prawie codziennie gotuję na warsztatach lub pokazach kulinarnych i są to zazwyczaj proste dania. Zupa tom khaa gai czy tom yum goong, pad thai, curry to najczęściej serwowane potrawy z uwagi na upodobania naszych rodaków. Ja uwielbiam dania, które najlepiej smakują tam na miejscu: red snapper w ostrym sosie limonkowym, stek z rekina grillowany w soli, morning glory czyli chiński szpinak na ostro należą do moich ulubionych. Ale to się zmienia. Z każdej podróży przywożę nowych faworytów. Z dań klasycznych tom yum goong nie ma sobie równych. To ostro - kwaśna zupa, która nie raz skopała mi podniebienie. Swoje kolejne "nowe zdobycze" będę publikować na nowym tajskim blogu One More Thai.

Jak w kilku słowach opisałaby Pani swoją filozofię gotowania?

D.Ł.: Moja kuchnia jest prosta i szybka. "Jesteś tym co jesz" - takiego niegdyś używałam sloganu, ale na przestrzeni lat trochę został już wyeksploatowany przez osoby, marki - nie zawsze w słuszny sposób. Unikam kategoryzowania co jest zdrowe a co nie. Mój organizm nie trawi gryki ani owsa - krótko mówiąc szkodzą mi produkty tego pochodzenia a więc nie są dla mnie zdrowe. Czy jednak można uogólnić stwierdzenie że są to produkty niezdrowe? Z pewnością NIE. Zatem ja wolę posługiwać się terminem "świadoma kuchnia" - zgodna z kodem metabolicznym, który każdy z nas ma inny. I to jest sztuka w XXI wieku, by na tyle umieć wsłuchać się w swój organizm by wiedzieć co mu szkodzi a co nie. Jem dużo warzyw i produktów zbożowych zgodnie z piramidą żywności według klucza dietetyki medycyny chińskiej. Łącze zasady Wschodu z kulturą Zachodu bez ortodoksyjnych naleciałości. Nikogo do niczego nie przekonuję, gdyż nie ma to żadnego sensu. Jeśli ktoś lubi mięso i czuje się po nim dobrze z pewnością ode mnie nie usłyszy, by przestał je jeść. Na sesjach coachingowych szukamy z klientami rozwiązań jak dostosować styl żywienia do stylu życia, a nie odwrotnie. Bo dieta to nie sposób na szybkie odchudzanie jak wielu osobom się wydaje tylko zespół nawyków żywieniowych, które towarzyszą nam każdego dnia. A nie od poniedziałku do piątku - a weekend rozpusta na całego. Nie jestem zwolenniczką rewolucyjnych zmian w żywieniu. Nie jest to dobre ani dla ciała, ani dla duszy. Wówczas silnej woli starcza ludziom na krótko. Myślę, że moja filozofia odżywiania zamyka się w szybkim połączeniu składników, które lubią i dobrze wpływają na moje zdrowie - które budują moją odporność, wspomagają trawienie i przyspieszają metabolizm.
Co poradziłaby Pani osobom, które dopiero chcą zacząć odżywiać się świadomie, zdrowo i ekologicznie?
D.Ł.: Z pewnością doradziłabym skorzystanie z dwóch narzędzi: kartki i papieru. Zanim zorientowałam się, że mam nietolerancję na gluten i nabiał robiłam notatki z tego jak się czuję po zjedzonym posiłku. W wieku 17 lat chciano wpędzić mnie w jedzenia tabletek do końca życia. Nie zgodziłam się, zaczęłam na własną rękę szukać odpowiedzi co mi jest i dlaczego mam tak silne bóle brzucha. Wówczas testy z krwi nie były jeszcze tak popularne i były bardzo kosztowne (nadal są!). Sama doszłam do tego, że po jednych pokarmach czuje się lepiej,a po innych gorzej. Czasem ludzie proszą mnie, bym poleciła im dobrego lekarza. Jednak wizyta u takiej osoby często kończy się porażką, gdyż pacjent nie jest w stanie odpowiedzieć na większość pytań przez niego zadanych. Pytania dotyczą tylko i wyłącznie pacjenta, który nierzadko skończył 3 fakultety, włada 5 językami a nie jest w stanie odpowiedzieć czy między godziną 13 a 15 odczuwa na przykład suchość w ustach. Zalecam więc obserwację i naukę siebie. Wypisanie składników które dana osoba lubi jeść, jak się po nich czuje, sprecyzowanie oczekiwań wobec nowego sposobu żywienia. Myślę, że od tego bym zaczęła.....
Jakie są Pani plany na przyszłość? Kolejne książki, a może zaskoczy nas Pani czymś innym?
D.Ł.: Pracuję nad nowym, tajskim blogiem, piszę kolejną książkę dotyczącą żywienia dzieci. Ale najbardziej chciałabym na kolejną taką rozmowę zaprosić Cię do mojej własnej, tajskiej restauracji....

Rozmawiała: Sylwia Cisowska/ Smaker.pl

Komentarze

Ostatnio komentowane przepisy

Sałatki Sałatka z sałaty lodowej

Dzisiaj bardzo szybka, prosta sałatka. Bardzo dobra jako dodatek do obiadu lu...

Odsłon: 204

15 min
3

Polecane artykuły

2
Informacje Dodany do kawy, pomaga schudnąć. Zrób też schab, zupę lub sos z tą genialną przyprawą

Kardamon – genialna przyprawa z Indii – znajduje zastosowanie zarówno w kuchni, jak i w medycynie naturalnej. Nie dość, że doskonale podkreśla ona...

2
Informacje Likier z kukułek. Smak cukierków z dzieciństwa

Kojarzysz cukierki kukułki, czyli nadziewane karmelki? To kultowe polskie słodycze, które nadal cieszą się dużym zainteresowaniem. Nie każdy wie, ż...

2
Informacje Idealna sałatka dla kobiet po 50. Skończą się problemy ze zbędnymi kilogramami i wypadaniem włosów

Nie jest tajemnicą, że po 50. roku życia metabolizm spowalnia. Wiele pań w tym wieku zaczyna borykać się z nadprogramowymi kilogramami, oraz przykr...

5